poniedziałek, 26 marca 2012

Teatr moja miłość, czyli miłe "złego" początki;)

            Rok to niby niewiele czasu, patrząc na nasze życie… ale może się w czasie roku tak wiele zmienić. U mnie doszło do zmian, o których nawet mi się nie śniło.

            Pewnego dnia koleżanka chciała mnie wyciągnąć na „Idiotę” do Teatru im. J. Osterwy. Jednak stwierdziłam, że teatr nie jest dla mnie. Później inna kumpela z fizyki, Edzia  usiłowała mnie dwa razy wyciągnąć do Teatru. Udało się jej za drugim razem, wybrałam się z wesołą ekipą na „Opowieści lasku wiedeńskiego”. Poznałam naszego obecnego „szefa” dra Artura Markowskiego (fizyka molekularna), Izabelę Ejtel, oraz wielu innych wspaniałych ludzi. Ludzi, z ktrymi do teatru chadzam po dziś dzień. Sztuką się zaś zachwyciłam, szczególnie cenografią oraz grą odtwórców głównych ról – Hanką Brulińską jako Marianką i Szymonem Sędrowskim jako Alfredem. Do dziś, dobrze pamiętam, że nie chciało mi się w rezultacie iść na tą sztukę, ale jednak Edka mnie wyciągnęła. Po sztuce też nie dała mi spokoju powiedziała, że mamy się spotkać z aktorami. Przypomniały mi się sztywne spotkania po spektaklach w liceum i miałam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. I znów niespodzianka…

            Po całości spotkania spytałam nieśmiało, czy mogę pójść raz jeszcze, przyjęto mnie wręcz z otwartymi ramionami, ruszyłam się na kolejne sztuki: „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” oraz „Wszystko dobre, co się dobrze kończy”. I wyjechałam na wakacje już zarażona bakcylem teatralnym.

            Gdy wróciłam do Lublina na rok akademicki dowiedziałam się, że zakładamy Koło Miłośników Teatru. W styczniu następnego roku zaczęłam pisać o teatrze, wróciłam do dziennikarskiej pasji. Nazwa ewoluowała, w końcu stanęło na Akademickim Kole Miłośników Teatru. Działamy w Lublinie już ponad trzy lata;)

            I właśnie tak się to wszystko zaczęło… mój romans z Melpomeną…

Bóg nie umarł...

Geniusz i cięty humor? Woody Allen w reżyserii ( i adaptacji) Grzegorza Kempinsky’ego? Broadway przeniesiony do Gdyni?

Jednoaktówka Woody Allena przyprawia widzów o salwy śmiechu i dreszcze, z powodu ciętego humoru i barwnych sytuacji. W Teatrze Miejskim w Gdyni możemy oglądać dzieło Boga kina, w reżyserii Grzegorza Kempińskiego.

„Bóg” był pisany dla konkretnego teatru, w którym autor znał aktorów, a gmach widział z okien swojego mieszkania. Postanowił tym razem opowiedzieć o pracy artysty, jak zwykle z przymrużeniem oka, wyciągając na wierzch wszelkie przywary oraz stereotypy o ludziach teatru. Miesza się tu świat popkultury i sztuka wysokiego lotu.

Jednak nie o świetną zabawę i ból brzucha ze śmiechu chodzi, gdyż jak słyszymy kilka razy ze sceny, dobra sztuka ma przesłanie. Tylko nad przesłaniem Allena wypada nam się dłużej zastanowić. Jest to przecież mistrz w ogłupianiu widza, aczkolwiek bardzo inteligentnym i zmuszającym do myślenia. Możnaby długo dywagować nad tym, co przekazuje nam w swoim tekście, jednak jedno jest pewne, na pytanie, czy bóg istnieje, każdy ma odpowiedzieć sam. A jeśli istnieje, to każdy z nas ponosi karę za grzechy, za swoje niecne postępki codzienności. Choć pozostaje nam jeszcze nadzieja? Lecz na co? Na lepszy żywot, czy może na to, że jednak ktoś tam pociąga za kolejne sznurki i nad nami czuwa?

Przesłanie jest ukazane nam w formie nieznośnie wyolbrzymionych absurdalnych tekstów i sytuacji. Allen osiąga cel za pomocą ukazanej w krzywym zwierciadle pracy artysty, co wymaga od aktorów zdrowego dystansu do własnej osoby. Jednak artysta to najzwyklejszy w świecie człowiek, dzięki czemu widz w tej farsie zauważa absurdalność codzienności, która jest nie zawsze dla nas czytelna na co dzień. Zaś w teatrze przecież zatrzymujemy się na chwile, robimy pauzę i chcemy mieć chwilkę wytchnienia.

Fabuła jest dość zawiła, co sprawia, że widz z początku nie do końca wie, co dzieje się wokół niego. W allenowskim utworze fikcja przeplata się z rzeczywistością, a może na odwrót. Po scenie i przejściach biegają aktorzy, oraz techniczni przygotowujący scenę do "użytku". Główne postacie to aktor Kretynik (Bogdan Smagacki) i pisarz Schizokrates (Andrzej Redosz), który pisze sztukę „Niewolnik” na festiwal w Atenach. Co ciekawe, wydarzenia nie dzieją się jak w pierwowzorze na Broadwayu, lecz w… Gdyni.

Sama tematyka utworu ukazuje nam koncepcje całego przedstawienia – teatru w teatrze. Całość spektaklu biegnie bardzo wartko, rzec by można z minuty na minutę coraz szybciej, widz jest zaskakiwany kolejnymi zwrotami akcji i prześmiesznymi gagami w iście allenowskim stylu, choć przerobionymi na realia trójmiejskie. Przyglądamy się artystom, pracujących przy sztuce, jednak ich obraz jest karykaturalny i pełen dystansu, zaś na pole gry zaanektowana jest cała widownia. Co ważne nie jest to sztuka która daje tylko i wyłącznie frajdę i śmiech.

Przecież teksty Woody Allena, choć śmieszne, pełne seksistowskich drwin i ukazujące absurdalność otaczającej nas rzeczywistości, maja w sobie drugie dno, dzięki czemu spektakl nie jest pustą zabawą. Prześwituje spod nich obraz współczesnego człowieka, który jest mały wobec ogromu świata, w dodatku żyje na świecie pozbawionym jakichkolwiek świętości. Autor przemyca bowiem przezeń kilka ważnych prawd filozoficznych, czy życiowych. 

Na spektakl radzę się wybrać jak najszybciej, by się dobrze bawić, i popłakać ze śmiechu. Paczka chusteczek higienicznych to osprzęt obowiązkowy, zaś zespół artystyczny teatru oprócz ciekawej sztuki, gwarantuje w pakiecie biletu „śmiechoterapię”, zaprawioną dużą dozą goryczy, ponieważ gdy opadną emocje, widzimy człowieka, małego wobec ogromu świata. Nie odbierajmy jej powierzchownie, przemyślmy, odnajdźmy to drugie dno, ukryte pod warstwa parodii i absurdu. Sam Woody Allen stwierdził, że: "Nowoczesny człowiek jest definiowany jako osoba urodzona po stwierdzeniu Nietzschego "Bóg umarł", ale przed hitem płytowym "I Wanna Hold Your Hand”."


petunia

piątek, 16 marca 2012

Teatr dla... widza?


Wybija 3.00 słowotok myśli kłębiących się w głowie nie daje spać. To znak. Należy wstać. Pisać.

Teatr! Właśnie… Dla kogo teatr? Dla sfrustrowanych pełną paradoksów codziennością, zmęczonych maluczkich ludzików którzy zwyczajnie potrzebują się odmóżdżyć? Dla intelektualistów, którzy chodzą jedynie na wysublimowane sztuki poruszające tematy najwyższych lotów i niemalże rangi narodowej? Może dla recenzenta, krytyka, który obejrzawszy sztukę wytknie twórcom każde, najmniejsze nawet potknięcie albo wyniesie za ową sztukę pod niebiosa?

Nie, nie… Teatr jest, najkrócej rzecz ujmując, ujmując najprościej – dla widza. O czym coraz bardziej zapominają niestety – jak mniemam po ostatnich rewolucyjnych, kontrrewolucyjnych i innych słowach – twórcy. Bój idzie tu o laury zwycięstwa, o promowanie w mainstreamowych mediach, o rozgłos i pochlebstwa krytyki. Ja się pytam gdzie w tym wszystkim jest widz – widz, dla którego teatr jest przede wszystkim tworzony. Widz, z myślą o którym powinno być pisane każde zdanie sztuki, artykułowane każde słowo, robiony absolutnie każdy gest.

Skoro widz aprobuje teatr zarówno ten najbardziej wywrotowy, być może krytyczny, piętnujący to co twórcom się akurat w zastanej rzeczywistości nie podoba -  jest on potrzebny. Współczesny nurt główny, albo inaczej, teatr mocno wypromowany, o którym głośno w mediach, to w dużej mierze teatr awangardowy, teatr być może dla starszego widza szokujący. Zauważyć jednak należy, że tuz obok niego współegzystuje równie popularny, a może nawet popularniejszy, ale docierający do - być może węższego - kręgu odbiorców na poziomie miast polskich, teatr bliższy klasyce, tradycji. Zawsze to widz decyduje zakupem biletu na dany spektakl, co jest dla niego ważne, z czym powinni mierzyć się twórcy, czego on od nich oczekuje.

C.d.n.


poniedziałek, 5 marca 2012

Konferencja FORUM MŁODEGO TEATRU

Od pewnego czasu działam przy organizacji konferencji naukowej, na którą chciałabym Was, Drodzy Czytelnicy w tym momencie zaprosić!

Zatem - do zobaczenia w kwietniu!



Studenckie Koło Artystyczno-Naukowe Teatrologów UMCS
Zakład Teatrologii UMCS
Przestrzeń Działań Teatralnych Akademickiego
Centrum Kultury UMCS „Chatka Żaka”

Zaprasza do udziału w


Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej
FORUM MŁODEGO TEATRU
pt. MŁODOŚĆ-TEATR

Lublin, 12-13 kwietnia 2012 r.

W ubiegłym roku zastanawialiśmy się nad związkami pomiędzy studentami a teatrem  w ramach konferencji STUDENT-TEATR. W tym roku w ramach naukowego spotkania chcielibyśmy spytać o formy teatru młodego – tworzonego przez młodych, ale także przy okazji poruszyć temat kategorii młodości w teatrze, jej wartościowania czy sposobu opisywania przy jej pomocy pewnych zjawisk w sztuce scenicznej.
Serdecznie zapraszamy wszystkich chętnych – studentów, doktorantów wyższych uczelni, jak i praktyków teatralnych - do udziału w konferencji „Forum Młodego Teatru”. Jej najważniejszym celem jest pokazanie najnowszych trendów, które obecnie obserwujemy w życiu teatralnym kraju i świata. Pragniemy pochylić się nad wszelkimi formami, które obecnie są w teatrze młodym eksploatowane, spróbować je ująć i scharakteryzować tematykę tego teatru, dotknąć tematu z każdej możliwej strony
Będzie to również doskonała okazja do skonfrontowania różnych poglądów i punktów widzenia przedstawicieli środowiska teatralnego i naukowego, a także do podjęcia próby uporządkowania dotychczasowych ustaleń na temat teatru młodego, również nam najbliższego - studenckiego.
Zgłoszenia do udziału w konferencji wraz z wypełnioną kartą zgłoszeniową, tematem wystąpień oraz ich abstraktami prosimy przysyłać do dnia 3 kwietnia 2012 r. na adres e-mail:

sobota, 25 lutego 2012

Kryzysy wiecznie żywe...

Nie lubię pisać o spektaklach, które bardzo mi się podobały, były wręcz rewelacyjne. Niestety z takich pisać jest najciężej, gdyż trudno dobrać słowa, w które można ubrać emocje, wrażenia. I tak z bardzo dobrego, czy wręcz genialnego spektaklu piszę słabą, bądź przeciętną recenzję. Przekonajcie się zresztą sami.
Kryzysy wiecznie żywe
Dwoje ludzi. Ona i on. Jeden pokój, w którym krzyżują się ich drogi, w którym zbiega się świat. Tabun kochanek. I szybkość scenicznych zwrotów akcji plus świetny tekst noblisty Dario Fo i Franki Rame. To przepis na spektakl „Związek otwarty” w interesującej reżyserii Grzegorza Kempinsky’ego.
Reżyser ten zdołał mnie przyzwyczaić jako częstą bywalczynię lubelskiego Teatru Osterwy do swoich bardzo dobrych spektakli komediowych, w których teksty naszpikował odwołaniami do polskich realiów (mowa tu przede wszystkim o „Bogu” Woody Allena – dziele w Lublinie absolutnie KULTOWYM!!! i „Komedii teatralnej” Bengta Ahlforsa). I to jest właśnie siła jego dzieł – zdają się śmieszyć dwa razy bardziej, bo są czytelne dla każdego widza, można w nich znaleźć paradoksy codziennej rzeczywistości. Wymagają od aktora dużego zdystansowania się do własnej osoby, ale i sporego wysiłku fizycznego. Reżyser karze aktorom śmiać się z samych siebie, dodając postaciom pierwiastki związane dość mocno z ich osobami, ich życiem pozateatralnym.
Przejdę do rzeczy. Podobnie Kempinsky podszedł do tekstu Dario Fo i Franki Rame, dzięki czemu tekst zyskał – nie boję się użyć tego określenia – drugie życie. W dodatku podczas prób nastąpiła mała jego ewolucja – została niemalże dopisana trzecia osoba – „Niezidentyfikowany aczkolwiek istniejący aktor wokalno-instrumentalny wielokrotnego użytku” (dwojacy się w „rolach” inspicjenta i aktora Szymon Wiechoczek).
Interesująca jest wielopiętrowość opowiadanej historii. Z początku wszystko jest prościutkie, przyglądamy się jedynie małżeństwu Antoniny (Aleksandra Gajewska) oraz pewnego mężczyzny (Zbigniew Styj)… Jednak po pewnym czasie nie wiadomo - czy widzimy kreowane postaci, czy może jednak dwójkę aktorów, czy to serial, czy sztuka. Stosowanie świetnego chwytu teatru w teatrze, dodanie kilku dodatkowych głębi sprawia, że sztuka staje się zakręcona jak słoik ogórków i zaczyna pędzić w bliżej nieokreślonym kierunku.
Z zawrotną prędkością grana jest m.in. scena tosterowa, która jest popisem gry aktorskiej – Szczególnie zapada w pamięć postać Antoniny – jej mimika twarzy, i coraz szybciej wyrzucane – niemalże jak wystrzały z kałasznikowa – kwestie. Świetnie wtóruje jej małżonek, niewinny chłopczyk, który wyznaje zasadę psa ogrodnika – sam nie będzie żony w łóżku miał, drugiemu też jej nie da.
Sztuka ubrana jest przez reżysera w lekką i interesująca formę, zdaje się z początku być jedynie zabawną, śmieszną, pełną gagów komediową historią. Dopiero po wyjściu ze spektaklu, lekkim ochłonięciu do widza dociera drugie dno. I nie chodzi tu wcale o oklepany frazes, że scena staje się lustrem w którym widz może się przeglądnąć. Kempinsky pokazuje każdemu z widzów, jak ukochaliśmy sobie życie w fikcji, tkwienie w sytuacjach patowych, oszukiwanie samych siebie. Bo co innego robi Antonina próbując ratować swój związek i zgadzając się na tytułowy „związek”? Rozpaczliwie poszukuje miłości, bliskości, akceptacji i poczucia bezpieczeństwa, próbuje zwrócić na siebie uwagę męża przez kolejne samobójcze próby. Jej zacny małżonek zaś poprzez łóżkowe podboje zaspokaja nie tyle swoje potrzeby seksualne, co usiłuje przełamać rutynę, szarość codzienności. Otwarcie związku z dwóch stron nie pozwala obydwojgu zaznać szczęścia, małżonkowie stają się naprzemiennie katem i ofiarą. Siłą ich związku jest ich obopólne uzależnienie, a może po prostu przyzwyczajenie?
Więcej pisać nie będę, radzę każdemu, kto ma trochę sił i chęci wybrać się po prostu do Nowego by się zdrowo pośmiać, a dnia następnego zastanowić się nad życiem. Swoim. A! Ważne! Warto zobaczyć co na scenie wyrabia inspicjent-aktor, Szymon Wiechoczek, który - ku uciesze widzów - przechodzi sam siebie! Siłą spektaklu są również kostiumy i scenografia Barbary Wołosiuk - podkreślają uniwersalizm opowiadanej historii, która może dziać się wszędzie, a jej bohaterowie mogą uosabiać każdego z nas.
Dario Fo, Franka Rame
„Związek otwarty”
Teatr Nowy w Zabrzu
Reżyseria: Grzegorz Kempinsky
Scenografia: Barbara Wołosiuk
Reżyseria świateł: Maria Machowska
Inspicjent-sufler: Szymon Wiechoczek
Obsada:
Antonina: Aleksandra Gajewska
Mężczyzna: Zbigniew Stryj

Niezidentyfikowany aczkolwiek istniejący aktor instrumentalno-wokalny wielokrotnego użytku: Szymon Wiechoczek
Premiera – 18 luty 2012 r., Zabrze.

środa, 22 lutego 2012

Garść cytatów!

Obiecywałam recenzję, ale... troszkę musicie Moi Drodzy czytelnicy poczekać!

"Natenczas" proponuję kilka cytatów dotyczących artystów...
"Prawdziwy artysta widzi świat oczyma zdumionego dziecka, jest wiecznie nienasycony i podniecony. Ale z czasem czuje również strach i widzi swoją bezradność."
/ Radosław Piwowarski/

"Przepis na artystę: jeden procent talentu, dziewięć procent szczęścia i dziewięćdziesiąt procent pracy."
/ Ignacy Paderewski/

"Reżyser to taki człowiek, któremu nie powiodło się w aktorstwie, a aktor to taki człowiek któremu nie powiodło się w życiu."
/Gustaw Holoubek/

"Scena ma swoje własne prawa. Trzeba na niej stworzyć coś wiecej ponad samo powtórzenie ruchów wyuczonych na próbie".
/Margot Fonteyn/

Na koniec mój ulubiony:

"Do teatru nie przychodzi się, aby patrzeć na łzy, lecz aby słuchać słów, które je wyciskają."
/ Denis Diderot/

wtorek, 21 lutego 2012

Tytułem wstępu...

Witajcie!

Blog, na który trafiliście powstał jako praca zaliczeniowa z przedmiotu "Projekt twórczy" prowadzonych przez Panią dr hab. Irinę Lappo...

Będę w nim pisała na temat lubelskich i nie tylko wydarzeń teatralnych, kulturalnych, relacjonować i komentować życie kulturalne kraju.

Najbliższy wpis będzie recenzją spektaklu "Związek otwarty" (reż. Grzegorz Kempinsky) zabrzańskiego Teatru Nowego, w którym miałam zaszczyt być gościem w ostatni weekend. Sztuka to bardzo ciekawa, rozpisana wyjątkowo przez reżysera na trzy osoby... Ale o tym wkrótce!

Dlaczego bloga tytułuję "Teatralne eskapady"? Długo nie potrafiłam znaleźć odpowiedniej nazwy... Podpowiedzią stał się komputerowy folder z moimi zdjęciami z wyjść do teatru. I tak pozostało – „teatralne eskapady”.

Po kolejne - uwielbiam podróżować, i - co tu ukrywać - większość tych podróży związanych jest z teatrem.

Jeśli chcecie dowiedzieć się o mnie więcej - odsyłam do mojej strony internetowej, takiej swoistej zawodowej wizytówki:
http://www.talenty.umcs.pl/talent/90



Zatem... do przeczytania!!