Pewnego dnia koleżanka chciała mnie
wyciągnąć na „Idiotę” do Teatru im. J. Osterwy. Jednak stwierdziłam, że teatr
nie jest dla mnie. Później inna kumpela z fizyki, Edzia usiłowała mnie dwa razy wyciągnąć do Teatru.
Udało się jej za drugim razem, wybrałam się z wesołą ekipą na „Opowieści lasku
wiedeńskiego”. Poznałam naszego obecnego „szefa” dra Artura Markowskiego
(fizyka molekularna), Izabelę Ejtel, oraz wielu innych wspaniałych ludzi. Ludzi, z ktrymi do teatru chadzam po dziś dzień. Sztuką się zaś zachwyciłam, szczególnie cenografią oraz grą odtwórców głównych ról – Hanką
Brulińską jako Marianką i Szymonem Sędrowskim jako Alfredem. Do dziś, dobrze pamiętam,
że nie chciało mi się w rezultacie iść na tą sztukę, ale jednak Edka mnie
wyciągnęła. Po sztuce też nie dała mi spokoju powiedziała, że mamy się spotkać
z aktorami. Przypomniały mi się sztywne spotkania po spektaklach w liceum i
miałam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. I znów niespodzianka…
Po całości spotkania spytałam
nieśmiało, czy mogę pójść raz jeszcze, przyjęto mnie wręcz z otwartymi
ramionami, ruszyłam się na kolejne sztuki: „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie”
oraz „Wszystko dobre, co się dobrze kończy”. I wyjechałam na wakacje już
zarażona bakcylem teatralnym.
Gdy wróciłam do Lublina na rok akademicki
dowiedziałam się, że zakładamy Koło Miłośników Teatru. W styczniu następnego roku zaczęłam pisać o teatrze, wróciłam do dziennikarskiej pasji. Nazwa ewoluowała, w końcu stanęło na Akademickim Kole Miłośników Teatru. Działamy w Lublinie już ponad trzy lata;)
I właśnie tak się to wszystko
zaczęło… mój romans z Melpomeną…