sobota, 25 lutego 2012

Kryzysy wiecznie żywe...

Nie lubię pisać o spektaklach, które bardzo mi się podobały, były wręcz rewelacyjne. Niestety z takich pisać jest najciężej, gdyż trudno dobrać słowa, w które można ubrać emocje, wrażenia. I tak z bardzo dobrego, czy wręcz genialnego spektaklu piszę słabą, bądź przeciętną recenzję. Przekonajcie się zresztą sami.
Kryzysy wiecznie żywe
Dwoje ludzi. Ona i on. Jeden pokój, w którym krzyżują się ich drogi, w którym zbiega się świat. Tabun kochanek. I szybkość scenicznych zwrotów akcji plus świetny tekst noblisty Dario Fo i Franki Rame. To przepis na spektakl „Związek otwarty” w interesującej reżyserii Grzegorza Kempinsky’ego.
Reżyser ten zdołał mnie przyzwyczaić jako częstą bywalczynię lubelskiego Teatru Osterwy do swoich bardzo dobrych spektakli komediowych, w których teksty naszpikował odwołaniami do polskich realiów (mowa tu przede wszystkim o „Bogu” Woody Allena – dziele w Lublinie absolutnie KULTOWYM!!! i „Komedii teatralnej” Bengta Ahlforsa). I to jest właśnie siła jego dzieł – zdają się śmieszyć dwa razy bardziej, bo są czytelne dla każdego widza, można w nich znaleźć paradoksy codziennej rzeczywistości. Wymagają od aktora dużego zdystansowania się do własnej osoby, ale i sporego wysiłku fizycznego. Reżyser karze aktorom śmiać się z samych siebie, dodając postaciom pierwiastki związane dość mocno z ich osobami, ich życiem pozateatralnym.
Przejdę do rzeczy. Podobnie Kempinsky podszedł do tekstu Dario Fo i Franki Rame, dzięki czemu tekst zyskał – nie boję się użyć tego określenia – drugie życie. W dodatku podczas prób nastąpiła mała jego ewolucja – została niemalże dopisana trzecia osoba – „Niezidentyfikowany aczkolwiek istniejący aktor wokalno-instrumentalny wielokrotnego użytku” (dwojacy się w „rolach” inspicjenta i aktora Szymon Wiechoczek).
Interesująca jest wielopiętrowość opowiadanej historii. Z początku wszystko jest prościutkie, przyglądamy się jedynie małżeństwu Antoniny (Aleksandra Gajewska) oraz pewnego mężczyzny (Zbigniew Styj)… Jednak po pewnym czasie nie wiadomo - czy widzimy kreowane postaci, czy może jednak dwójkę aktorów, czy to serial, czy sztuka. Stosowanie świetnego chwytu teatru w teatrze, dodanie kilku dodatkowych głębi sprawia, że sztuka staje się zakręcona jak słoik ogórków i zaczyna pędzić w bliżej nieokreślonym kierunku.
Z zawrotną prędkością grana jest m.in. scena tosterowa, która jest popisem gry aktorskiej – Szczególnie zapada w pamięć postać Antoniny – jej mimika twarzy, i coraz szybciej wyrzucane – niemalże jak wystrzały z kałasznikowa – kwestie. Świetnie wtóruje jej małżonek, niewinny chłopczyk, który wyznaje zasadę psa ogrodnika – sam nie będzie żony w łóżku miał, drugiemu też jej nie da.
Sztuka ubrana jest przez reżysera w lekką i interesująca formę, zdaje się z początku być jedynie zabawną, śmieszną, pełną gagów komediową historią. Dopiero po wyjściu ze spektaklu, lekkim ochłonięciu do widza dociera drugie dno. I nie chodzi tu wcale o oklepany frazes, że scena staje się lustrem w którym widz może się przeglądnąć. Kempinsky pokazuje każdemu z widzów, jak ukochaliśmy sobie życie w fikcji, tkwienie w sytuacjach patowych, oszukiwanie samych siebie. Bo co innego robi Antonina próbując ratować swój związek i zgadzając się na tytułowy „związek”? Rozpaczliwie poszukuje miłości, bliskości, akceptacji i poczucia bezpieczeństwa, próbuje zwrócić na siebie uwagę męża przez kolejne samobójcze próby. Jej zacny małżonek zaś poprzez łóżkowe podboje zaspokaja nie tyle swoje potrzeby seksualne, co usiłuje przełamać rutynę, szarość codzienności. Otwarcie związku z dwóch stron nie pozwala obydwojgu zaznać szczęścia, małżonkowie stają się naprzemiennie katem i ofiarą. Siłą ich związku jest ich obopólne uzależnienie, a może po prostu przyzwyczajenie?
Więcej pisać nie będę, radzę każdemu, kto ma trochę sił i chęci wybrać się po prostu do Nowego by się zdrowo pośmiać, a dnia następnego zastanowić się nad życiem. Swoim. A! Ważne! Warto zobaczyć co na scenie wyrabia inspicjent-aktor, Szymon Wiechoczek, który - ku uciesze widzów - przechodzi sam siebie! Siłą spektaklu są również kostiumy i scenografia Barbary Wołosiuk - podkreślają uniwersalizm opowiadanej historii, która może dziać się wszędzie, a jej bohaterowie mogą uosabiać każdego z nas.
Dario Fo, Franka Rame
„Związek otwarty”
Teatr Nowy w Zabrzu
Reżyseria: Grzegorz Kempinsky
Scenografia: Barbara Wołosiuk
Reżyseria świateł: Maria Machowska
Inspicjent-sufler: Szymon Wiechoczek
Obsada:
Antonina: Aleksandra Gajewska
Mężczyzna: Zbigniew Stryj

Niezidentyfikowany aczkolwiek istniejący aktor instrumentalno-wokalny wielokrotnego użytku: Szymon Wiechoczek
Premiera – 18 luty 2012 r., Zabrze.

środa, 22 lutego 2012

Garść cytatów!

Obiecywałam recenzję, ale... troszkę musicie Moi Drodzy czytelnicy poczekać!

"Natenczas" proponuję kilka cytatów dotyczących artystów...
"Prawdziwy artysta widzi świat oczyma zdumionego dziecka, jest wiecznie nienasycony i podniecony. Ale z czasem czuje również strach i widzi swoją bezradność."
/ Radosław Piwowarski/

"Przepis na artystę: jeden procent talentu, dziewięć procent szczęścia i dziewięćdziesiąt procent pracy."
/ Ignacy Paderewski/

"Reżyser to taki człowiek, któremu nie powiodło się w aktorstwie, a aktor to taki człowiek któremu nie powiodło się w życiu."
/Gustaw Holoubek/

"Scena ma swoje własne prawa. Trzeba na niej stworzyć coś wiecej ponad samo powtórzenie ruchów wyuczonych na próbie".
/Margot Fonteyn/

Na koniec mój ulubiony:

"Do teatru nie przychodzi się, aby patrzeć na łzy, lecz aby słuchać słów, które je wyciskają."
/ Denis Diderot/

wtorek, 21 lutego 2012

Tytułem wstępu...

Witajcie!

Blog, na który trafiliście powstał jako praca zaliczeniowa z przedmiotu "Projekt twórczy" prowadzonych przez Panią dr hab. Irinę Lappo...

Będę w nim pisała na temat lubelskich i nie tylko wydarzeń teatralnych, kulturalnych, relacjonować i komentować życie kulturalne kraju.

Najbliższy wpis będzie recenzją spektaklu "Związek otwarty" (reż. Grzegorz Kempinsky) zabrzańskiego Teatru Nowego, w którym miałam zaszczyt być gościem w ostatni weekend. Sztuka to bardzo ciekawa, rozpisana wyjątkowo przez reżysera na trzy osoby... Ale o tym wkrótce!

Dlaczego bloga tytułuję "Teatralne eskapady"? Długo nie potrafiłam znaleźć odpowiedniej nazwy... Podpowiedzią stał się komputerowy folder z moimi zdjęciami z wyjść do teatru. I tak pozostało – „teatralne eskapady”.

Po kolejne - uwielbiam podróżować, i - co tu ukrywać - większość tych podróży związanych jest z teatrem.

Jeśli chcecie dowiedzieć się o mnie więcej - odsyłam do mojej strony internetowej, takiej swoistej zawodowej wizytówki:
http://www.talenty.umcs.pl/talent/90



Zatem... do przeczytania!!